Rose Rush to zapach, którego zapragnęłam od pierwszego wejrzenia, gdy tylko pojawił się na półkach. Testy też pokazały, że bardzo się lubimy, więc szybciutko przeszłam do poszukiwań dobrych okazji w internecie. I trafiłam - całe 100 ml za kilkadziesiąt zł w ulubionej perfumerii internetowej.
Wszystko fajnie, tylko im dłużej je miałam, tym mniej się nimi rajcowałam. To flakon, który zuzywalam dosłownie przez kilka lat, chyba absolutny rekordzista w moim przypadku.
Zacznę od opakowania - jak jedna z Wizażanek słusznie zauważyła, całe mnóstwo pudełek, kartoników, folii, niepotrzebne to. Flakonik to jak dla mnie majstersztyk :D Ja wiem, że dla wielu pewnie tandeta i kicz, ale mnie tym ujął. Kobiecy kształt, wygląda jak dopasowana sukienka rybka z gorsetem. Do tego nakrapiana drobnym brokatem - mnie cieszy :D
Zapach to mój ulubiony typ na wiosnę - uwielbiam wtedy przerzucać się na lekkie, kwiatowe kompozycje. I tak jest tym razem - cudowny bukiet róż i piwonii. Jest różowo, upajająco, dziewczęco. Zapach ten kojarzy mi się miło z letnimi wypadami na dyskotekę, sukienka, make up, szpilki i chmurka tego zapachu - rozmarzylam się i stęskniłam za koleżankami na samą myśl ;)
Niestety, podobnie jak inna Wizażanka wspominała - trochę szkoda, że te piękne kwiaty tak szybko się ulatniają i zapach staje się bardziej piżmowy i do głowy dochodzi baza.
Dość trwałe, kobiece, ładnie zapakowane - dla mnie świetny wybór na wiosnę, choć z czasem bardzo mi spowszedniały.
Przejdź do recenzji